Tak się składa, że jesień – to pora przeżywania rozstań. Rozstań – na zawsze. Kropla deszczu, tak łatwo kojarzy się ze łzą. To cholernie smutne, traumatyczne, jednocześnie smutkiem, traumą szalenie pożądane. Owe doznania, pozwalają przetrwać wspomnieniom, rzucić je w wieczność tego, co w naszym życiu zaistniało iskrą niesioną do gwiazd, ciepłym, życzliwym słowem: Matki, Ojca, Przyjaciela, kierowanym w naszą – pełną tajemnic, wyrokowaną przez Nich – egzystencję. Jesień – to rozpamiętywanie tego, co po Nich pozostało, co udało się nam zachować w pomięci. Właśnie pamięć, w każdej chwili pozwala przywołać to, co odeszło, co pozostało po Nich, dla nas – na zawsze. Błądząc w labiryncie poetyckich kojarzeń, dotykam sytuacji wiecznego rozstania się z moim ojcem – Tadeuszem. To fenomenalne. Za żonę – /tu przywołuję moją matkę/- literaturą romantyzmu powodowany, pojął – Zofię!! Mojemu jedynemu bratu, nadał imię – Adam!! Sądzę, iż ojciec wyposażył mnie w genotyp romantycznego wariata, odpornego przede wszystkim na nikotynę, wrażliwego na słowo, które zanim padnie, ważone być musi. Miał tyle pragnień, marzeń. Tonął w morzu nieprzeczytanych książek. Na swych silnych barkach, niósł bagaż spełnionych obietnic. Pomoc innym – wytyczała sens jego życia. Zdrów jak rydz, umiera na ból żołądka. Doskwierał przez trzy miesiące i szlus. Zażywane tabletki – Z KRZYŻYKIEM -/ czasami bolała ojca głowa/- zebrały żniwo. Od ładnych paru lat -zaniechano produkcji krzyży rzeźbionych na białych krążkach. Pozostały krzyże w malignie zadośćuczynienia, w kirze żałoby i smutku bezsensownego rozstania. Te krzyże – to krzyże niepamięci. Nikt się o nie – nie upomina. Może żałobnicy nie chcą konkurować z innymi odszkodowaniami, przyznawanymi rozrzutnie w aureoli politycznej zawieruchy, lub tymi śmierdzącymi nikotyną, z winy producenta fajek, który na opakowaniu nie umieścił informacji – sloganu, o szkodliwości palenia papierosów. Osobiście – jako palący, wybieram raka, zamiast impotencji i spokojnie zapalam następnego papierosa. Ojciec – palił do końca. Miał płuca – jak miech kowalski. Do palenia nie zachęcam. Wyrocznia i tak w genotypie. To geny decydują, co nam przyniesie los. Drwiąco śmieją się z raka wątroby denata, który alkoholu nawet nie powąchał, z pacjenta walczącego z rakiem krtani, który dym z papierosa widywał na filmach. Najczęściej tych z lamusa. Nawet na przystankach „T” – jak Tytoń, zakazano wstępu błękitnym obłoczkom. Śmiem twierdzić, iż wielka litera „A” – to nie tylko przystanek autobusowy. To wyzwanie rzucone alkoholikom. Alkoholik – niepijący od trzydziestu lat, do autobusu nie wsiądzie. Tylko kto ten wywód zrozumie? W kraju szczycącym się kryzysem ekonomicznym, od dawien – dawna, przekładającym kryzys, biedę, beznadzieję – na sukces ekonomiczny. Cieszę się z faktu, że ojciec nie doczekał informacji, iż w Grecji, najniższa emerytura – renta, wynosi ok. 700 EURO !! Jak dobrze, że swoim przeżywaniem, potrafię uciec w dotyk szorstkiego niedogoleniem ojcowskiego policzka.
Jaka szkoda, że Tadeusz, nie może zapoznać się z tym komentarzem. Żal. Niedosyt. Mam nadzieję, że chociaż wiersz, dotrze do adresata. Nie musi wstrząsnąć zaświatami. Musi tylko zaistnieć Twoją obecnością.
Mojemu ojcu – śp. Tadeuszowi, wiersz pt.:
” KRES”
Wędrujesz w ciszę.
Na widnokręgu rozmyślań,
zachodzące słońce kleci płot
z wydłużonych cieni zdarzeń.
Za parkanem smutku,
na gasnącym promieniu,
zawieszona łza zanosi się łkaniem.
Serce zagada pękniętym dzwonem.
Światło zagości
na spektroskopowym widowisku.
Otulony ciepłą kołdrą życia
– odchodzisz…
Dobry los zmumifikuje łzę
niespełnionego marzenia.
Żegnam się smutkiem – Zygmunt