NIEDOSYT GRZECHU
Odnajdziemy się pod naszym drzewem
Wyplątani z uścisków spojrzeń
na rajskiej jabłoni
zawiesimy ogryzek
złotej renety
– tamtego pocałunku
NIEDOSYT GRZECHU
Odnajdziemy się pod naszym drzewem
Wyplątani z uścisków spojrzeń
na rajskiej jabłoni
zawiesimy ogryzek
złotej renety
– tamtego pocałunku
PYŁEK
Echa wspomnień
w koronach dębów zaplątane
Szelest uśmiechów
igliwiem sosen
w nieprzebraną ciszę mchów
Łza nadziei
na czterolistnej koniczynie
Zapach chleba w łanach zbóż
wiatrem kołysanych
Zapatrzony w dzień
wieczności piękna
jutrem nocy przemijam
Tak szybko
Wiersz dedykuję Pani Janinie Drążek z Barcina, w uznaniu zasług na ekologiczno – poetyckich niwach.
Jeszcze wczoraj, zaskakiwał swym nieobliczalnym, zbuntowanym talentem poetycko – wokalnym…. Jeszcze wczoraj – był sobą i takim pozostał. Miał rację – „czas jak rzeka płynie”. Wielki piosenkarz, poeta, umiejący wyśpiewać to – czego inni twórcy i wykonawcy, do końca wyśpiewać nie zdołali. Pozostanie – po kres istnienia piękna, wiarą w człowieka, w tęczę barw, które nie muszą pojawić się w odbitych słońcem kroplach deszczu.
Na – 10 -tą rocznicę smutku, przywołam wiersz napisany przed laty. Wiersz pisany tym, co Czesław Niemen wyśpiewał sobą. Wyśpiewał dla nas.
Utwór zapisany na kartach mojej książki poetyckiej – „DYWAGACJE OKAZJONALNE” – w pierwszym rozdziale, pt. – „TYM CO ODESZLI”. Książka wydana w 2008 roku.
PROŚBA – CZESŁAWEM PISANA
– Czesławowi Niemenowi –
Niemen
rzeka falą tęsknoty modra
nad jej brzegiem chwile ulotne
tamte dni w słońca blasku
hej – dziewczyno- hej
na huśtawkach napowietrznych
chmur płaszczem okryta
na parkietach – mostach
świtem na promenadzie
według wzrostu – koloru włosów
– to ty jesteś ta dziewczyna
oczy twe – usta twe
jesteś ładna – moja – jedyna
w sieni listami pachnąca
– czy mnie jeszcze pamiętasz
domek bez adresu
świat obok nas
skrzydła jasnych aniołów
żar płonącej stodoły
melodia nowa
– miłością do ludzi
wyciągam ręce
do ciuciubabki zapraszam
– nie żądam zbyt wiele
tak samo jak ty
płaczę zegara zamętem
dwie duże łzy
w Bajkału toń
wiatr w kolorowych muszlach
stoję w oknie włóczęgi cierpieniem
wychodzę na ulicę
może wrócisz tu
serca jednego przemodleniem
kołysaniem papug
blaskiem lampionów
na szeroko niklowanym barze
melodią skrzypcową
nim przyjdzie wiosna
– to za mało
mimozy dreszczem – jesień złotawa
i ten świat
– ciągle dziwny
pamiętaj mnie
jeszcze
Pamiętam młodzieńczy uśmiech Czesława, gdy po koncercie w Toruniu, poprosiłem bohatera wieczoru – o autograf.
Lata sześćdziesiąte. Huragan gitarowych akordów. Kapele na miarę chłopców mocnego uderzenia. Pełna mobilizacja dźwięków, w konfrontacji z nowatorskimi technikami postrzegania muzyki, prezentowanej – Czesławem. Totalne wyrafinowanie elektronicznej syntezy dotyku i wyobrażenia slalomu doskonałości każdej nuty. Czesław Niemen, kontrolował i wyprzedzał swą twórczą -/w owych trudnych czasach/ imaginacją interpretacji innych, najbardziej wziętych artystów. Często krytykowany, zdany na własne siły, zapisał na taśmach i płytach polskiej muzyki rozrywkowej to, na co w każdej chwili ludzkich wzlotów i upadków, można się powołać: miłość, piękno, podziw dla świata, mimo jego niedoskonałości. Wyśpiewał prawdę do której dążymy.
Tak bliską. Tak daleką.
KARETA
Tamtej jesieni
wygrałem w pokera
Król pik dołączył do trójki
Dżdżu szczodrą zadumą
uciekam przed grą
w ciemno
Dach karcianego domku
dziurawy asem kier
Przywołując ten wiersz, pragnę wkroczyć na płaszczyznę rozważań.
Co stanowi większą wartość: Król Pik Czwarty, czy Pierwsza Dama Kier?
Może tym utworem potwierdzam starą jak świat zasadę: Kto ma szczęście w kartach – nie ma szczęścia w miłości?
Być może nie warto bronić się przed” grą w ciemno” i ryzykować mocne wejście do gry, wygrać i mieć środki na naprawę dachu?
WZGLĘDNOŚĆ
NASYCONA
/ Mojej mamie – śp. Zofii /
Matki
nigdy nie mówią
– żegnaj
Matki
nigdy nie odchodzą
w zaświaty
Trwają nieskończonością
wiosennego ciepła dłoni
na policzku
otarciem kropli potu lata
kołysanką śpiewaną deszczem
jesiennej nocy
srebrzystością włosów
czesanych płatkami śniegu
Pozostają na zawsze
zatrzymanym zegarem
w samo południe
uśmiechu
KLAWIATURA KONTRASTU
Trwam nokturnem
deszczu Nocy
Jestem
na liściach
szybach
parapetach
Zatykam uszy
Oczy szeroko otwarte
nasłuchiwaniem wariacji
gorejących serc
Jutro, o godz. 13 10, na Cmentarzu Komunalnym Poznań – Junikowo, pożegnamy poetę – Tadeusza Stirmera.
Wracają wspomnienia…
Pamiętam, jak po komunikacie o śmierci Marka Edelmana, Tadek późną nocą zadzwonił do mnie i poprosił o ocenę swego wiersza napisanego ku pamięci tego Wielkiego Człowieka. Wiersz pt. „Cudny sen„ – z którym zapoznał mnie przez telefon, wywarł na mnie ogromne wrażenie i praktycznie nie miałem do proponowanego tekstu żadnych uwag.
Powiedziałem: mocne, do bólu nasycone tragizmem historycznej autentyczności.
Tadek odparł: też tak uważam i chyba nic w nim już nie zmienię.
Wiele utworów Tadeusza, rodziło się ad hoc, dzisiejszym, wczorajszym przeżyciem, balansowało na wysoko zawieszonej linie, bez zabezpieczenia. Reagował błyskawicznie, jednak wiersze zaskakiwały dojrzałą prawdą, nawet wtedy, jeżeli ta prawda nie każdemu była w smak. Wiele akcentów lirycznych wierszy, tonęło w sztywnej, bezkompromisowej, często nawet brutalnej formie utworu. Stąd oryginalność, niepowtarzalność, wysublimowanej prawdą refleksji w poezji Tadeusza Stirmera.
Poezji – pisanej z wielkiej litery P.
CUDNY SEN
Pamięci Marka Edelmana
w dzielnicy wolnej od zwierząt
głód był naturalnym stanem
turkotały wózki zaprzężone w cienie
wypełniały się doły-
żywi już nie czekali na cud
z drzemki przebudził się Bóg;
dotknął własnych korzeni i działo się
jak niegdyś: kamienie nabrały smaku
stały się jadalne
ze szczurzych zakamarków wynurzył się
na wpół martwy tłum i ruszył w ulice
za nim ścieliły się zielone trakty
na deser pożarto domy i wzajem
zlizywano lukier z rumianych teraz obliczy
piernikowy mur rozwarł podwoje
jak zwieracz na rajską stronę miasta
a miasto spopielało i zapadło się w sobie
Z wielkim szacunkiem dla Słowa śp. Tadeusza Stirmera, zapraszam do dyskusji na temat Jego literackich osiągnięć.
SCENARIUSZ
Światła rampy
zniewolone kurtyną powiek
Dłonie
po kres dotyku
zburzonej scenografii
Dialogi
w pajęczynach absurdu
Pustką kiczu
chichocze bezsens monologu
Białą laską
na skrzypiących deskach sceny
kreślę smutek wiersza
R – I
Biegnę wszechobecnym wrzaskiem dnia
Czernią bezkresu ciszy błogosławię noc
Nieprzespaną
R – II
Piękna Słowa – nie kupisz
Z tomiku przepięknych wierszy
możesz tylko sprzedać nadmiar piękna
którego i tak za mało
UCIEC PRZED NOCĄ
Sen
Oddala się lśniącą czernią
spłakanej szosy
Ciepło Twych słów
w chłód moich dłoni
Tylko tak
spłonie noc
W życiu zdarzają się chwile radości i smutku.
Tutaj potwierdza się maksyma Mikołaja Gogola: – POEZJA JEST SPOWIEDZIĄ DUSZY-
Bez specjalnych analiz, w tym kontekście łatwo wyrokować podział poezji na czarną i różową. Jedna i druga, jeżeli pięknem zapisana – zasługuje na rozgrzeszenie, może służyć za przykład dążenia do doskonałości.
Pozdrawiam wszystkich z nadzieją, iż rok 2014, do granic swych możliwości, nasze dusze malować będzie wyłącznie w kolorze uśmiechniętego optymizmu. Poetom nie zabraknie różowego atramentu, różowych pisaków, różowych kredek… Przede wszystkim, nie zgubią różowych okularów.
Sobie życzę tego samego, gdyż po moich czarnych przeżyciach jakie ostatnio mnie dotknęły – nabiera to szczególnego znaczenia i niewątpliwie decydować będzie o klimatach moich wierszy, o ile spowiedź duszy – pozwoli na wiersz.
Ostatni utwór, poświęcony zmarłemu 14 – go stycznia br. poecie, przyjacielowi: Tadeuszowi Stirmerowi, który jeszcze niedawno, z wielką uwagą wsłuchiwał się w moje słowa i słowa mojej córki Dobrochny dotykające Jego poezji – pozostanie na wieki zatopiony w kirze tragedii wiecznego rozstania.