Tradycyjnie – jak w każdym miesiącu: poeci, prozaicy, sympatycy Słowa, mogli w minioną niedzielę przysiąść na Ławeczce Literackiej w pięknej scenerii Ogrodu Botanicznego, który wybuchem uśmiechu lata, toastem barw na powitanie poetów, zaśpiewał zielenią drzew, kwiatów aromatem, wtopił się w wiersze dobywane ZE STUDNI SAMOTNOŚCI – / tu cytat z Marii Magdaleny Pocgaj – uwieczniony na wydruku zaproszenia, wyzwalającego tematykę utworów bieżącego spotkania/- w nadzieję akordów współbrzmienia spotkań pod sztandarem łopoczącym na wietrze poetycko – muzycznych dokonań. Tak też się stało. Słowo i muzyka klasyczna zastygły chwilą przeżywania nut wzniosłości, smutkiem samotności wybrzmiałym po kres Słowa rażonego smutku rozpamiętywaniem. Duet piękny, pięknem wiersza w gąszczu nut dostojeństwa symfonii zagubieniem – niepowtarzalny.
Potwierdzając swój udział w spotkaniu na ŁAWECZCE, wyszukałem aforyzm dotykający samotności – dawno temu napisany:
Studnia samotności – krynicą pióra odnalezionego zagubieniem.
Tak więc – Słowo „samotność” – stało się ciałem, prowokowane spojrzeniem poety zerkającego na świat wiersza, równocześnie tematyką spotkania – samotnością wymuszone, po kres oklasków słuchaczy, którzy na co dzień, pędząc przez życie nie do końca odczytują rolę tego stanu, lub przeceniają wizję nadchodzącej samotności, skrywając smutek za parawanem wymuszonego uśmiechu, uśmiechu przez łzy.
Spoglądając na wywołany temat od strony życiowych tragedii, zanurzamy się w rzece ludzkich doznań, rzece, która wzburzonym nurtem, swoim niszczycielskim prądem deformuje tych, którzy dotknięci samotnością, trwają wątłą nadzieją ocalenia.
Maria Magdalena Pocgaj – redagując zaproszenie do lipcowego „Botanika”, wzięła w ramiona aforyzm Stanisława Ignacego Leca : Samotność, jakaś ty przeludniona. Wierząc tej maksymie, interpretując utwór troszeczkę „na wspak”- należy ufać, iż pomoc dla tonących w kipieli znaczonej beznadzieją samotności – zjawi się świtem zmartwychwstania jutrzejszego podania ręki, uśmiechem dobywanym z zakamarków wczorajszego szczęścia, dzisiaj – ratunkiem niesionym w ciepło przytulenia drugiego człowieka.
Głosząc swoje utwory na „Ławeczce Literackiej”, wystąpienie zacząłem od dwóch aforyzmów spod mojego pióra, które powstały samotnością i samotnością pozostaną.
Oto jeden z nich:
Samotność
– to tylko łagodny zakręt w stronę przytulenia.
Wiersze o samotności, które z ust moich na spotkaniu wybrzmiały, odbiły się sympatycznym echem przeżywania odbiorców Słowa, totalnym wręcz zasłuchaniem, co zrobiło na mnie ogromne wrażenie. Zupełnie ad hoc – zapytałem SIEBIE : czy samotność musi stanowić element naszego codziennego przeżywania „spotkań trzeciego stopnia?”. Przecież inne przeżycia unoszą nas także w bój o światło jutrzejszego dnia: pragnieniami, tęsknotą, diabli wiedzą czym jeszcze; a samotność – pozostaje na polu bitwy z kpiącym uśmiechem wojowniczej Joanny D. , która pod pancerzem swej zbroi zwycięstwa, do dziś skrywa tajemnicę jutrzejszego uśmiechu, świętość jedności, braterstwo skrywane pod sztandarami zdesperowanych hord zniewolonych samotnością po kres buntu zgrzytającego szczękiem oręża. To Ona – Joanna D. w wielkiej samotności chwały – przetrwała po to, by w płomieniach świętości dzisiaj zrodzonej, na wyciągnięcie miecza wiary, pozostać odrzuceniem przytulenia ognia stosu, przed następną pochodnią samotności drugiego człowieka.
Samotność…
Tak bardzo potrzebna poecie…
Samotność – w progach poety zjawia się niespodziewanie. Pozwala – / zupełnie towarzysko i sympatycznie/ – uciec przed samym sobą na Dzikie Pola Wierszy, w przepastną gardziel gawędy burzanów tajemnicą milczenia uśpionych, dni pełnych wrzasku słońca, milczenia księżyca , w plątaninę galaktyk rozwiązywaną powrotem pocałunku.
Swoje wystąpienie w Botaniku, po recytacji wierszy, zakończyłem aforyzmem, który moim zdaniem, w sposób bezwzględny kreśli potrzebę istnienia samotności, która w sposób jednoznaczny, w poetyckich meandrach zagubiona, warunkuje płodność wierszy, co w konfrontacji z dołującą eksplozją bezsensu spraw, duszę i serce kalających, natłoku gorzkich zdarzeń, całkiem zbędnych w świetle naszej egzystencji – a jednak „zwłoki nie cierpiących”, piękna ducha i tęsknot stabilności pozbawionych, pieczętowana twórczością naszych romantyków, jest najlepszym przykładem dla poparcia tej tezy. Gdyby nie Ich samotność – prawdopodobnie nie zaistnieliby blaskiem na firmamencie literatury. Pytanie nasuwa się samo: Czy w czasach dzisiejszej rzeczywistości, Mickiewicz, Słowacki – mieliby szansę zaistnieć swoim Słowem? Jak wyglądałaby reakcja – na Ich Słowo wierszem płynące, samotności pozbawione.
Pora na aforyzm – wcześniej zapowiadany, który spiął poetycką klamrą spotkanie w Ogrodzie Botanicznym, wielką nadzieją płynące do brzegów następnego portu – ŁAWECZKI LITERACKIEJ.
Aforyzm, który niesie w sobie ładunek prawdy, która „wiernym poezji”, może przysporzyć dalszej wiary w cud, kolejnym wierszem narodzonym, samotności dotykiem:
Gdyby nie szarość samotności, smutku, melancholii,
świat poezji byłby kolorów pozbawiony.
Następna Ławeczka Literacka – we wrześniu. Maria Magdalena zasługuję na spotkanie z samotnością słońca lata.