TOTOLOTEK
PRZYROSTEM NATURALNY
Pięcioro pociech…
Dwa i pół tysiaka gotówką gorące
W szóstkę mierzą zdecydowanie
KUMULACJA
Równe – trzy tysiące
TOTOLOTEK
PRZYROSTEM NATURALNY
Pięcioro pociech…
Dwa i pół tysiaka gotówką gorące
W szóstkę mierzą zdecydowanie
KUMULACJA
Równe – trzy tysiące
WIATR W ŻAGLE
Przemijanie…
To proste
Wystarczy dotknąć Wczoraj
Płynąć nadzieją
przez ocean łąk zieleni
gdy sztorm zwątpień
w okno Jutra puka
Uśmiech
w ramionach uwięzić
do serca przytulić
– To dopiero sztuka
* * *
Nie pij do dna!
Honor Salomona uratujesz.
* * *
Salomonowe wyjście…
Drzwi bez zgrzytów zamykane.
HAIKU
SALOMONOWE
Kłamstwo – prawda.
Sądy głoszą wyroki.
Szloch Salomona.
KREACJA
Nie zabraknie zieleni łąk
perłami rosy strojnych
złota słońca upalnego dnia
srebra rzeki nurtem przyjaznej
cekinów gwiazd na nocy firmamencie
Suknię
uszyję nicią babiego lata
powiewem wiatru wygładzę
Założysz ją gdy przez okno wspomnień
chłód jesiennej zadumy zajrzy do naszych serc
LITURGIA
Szum nagich topól
psalmem w niebiańskość
na wysokościach
Świst wiatru
w kominie sadzą wyściełanym
modlitwy bielą
Batalie
Wrzawa
Psalmy
Modlitwy
Misteria
męką chwili uniesienia
ciszą grobową zadomowione
Słucham wiatru
w TOBIE bez końca
– zasłuchany
PRZEPRASZAM
ZA SMUTNY WIERSZ
Wiem…
Nie gustujesz
w moich smutnych wierszach
Ty – moja droga
mówisz o tym pierwsza
Odpowiem otwarcie i szczerze
– wiersz smutny
to tylko łza na papierze zastygła
przed którą ty i ja się bronię
Kto lubi smutek żal/?/
Nikt/!/
Na pewno/!/
Ani troszkę/!/
Od jutra moje wiersze
w radości koronie
Żale w kościele przepadną
– – Gorzkie
CMENTARZ
– DOBRE MIEJSCE NA SPACER
Nadzieja…
Oczko w głowie
giełdowych graczy
Czekają aż notowania
podskoczą do nieba
Zawiść – jest mi obca
Tak było zawsze i wszędzie
Wiersza sakiewką potrząsam
i wiem że jutro z jej dna
epitafium dobędę
Jedni złorzeczą
drudzy nienawiścią zieją
Gdy do życia stracę ochotę
odejdę pod ramię
z ulotną poezji Nadzieją
Umrze ostatnia
– w deszczową sobotę
Zmartwychwstanie /kto wie?/
– słoneczną niedzielą
NOCNE CZUWANIE
Wiersza godziną
przyszłaś…
Oczekiwana
Gdzie byłaś
gdy słońce po niebie
– rydwanem
gdy wieczór
łzami czerwieni
– spłakany
Północ…
Wiersz spada
kiścią winogrona
Dojrzeje nad ranem
SUSZA
Dom
ciszą ogrodu przeludniony
Dach w chmurach kominem modlitwy
o deszcz słów rynnami uszu oczekiwanych
Obrus na stole
– bielą milczenia nasycony
Obraz – niemym krzykiem pejzażu
ścianę podpiera drzew strzelistością
Kuranty zegarów pożegnaniem zastygłe
Dom…
– – Domek z kart…
Podmuchem ciszy przebudzenia
huraganem tęsknoty rażony
runie w kolejny sen krzyku
jutrzejszego dnia
samotności
– – Niemej