* * *
Zapomniała, że jest Ewą.
Adam zapomniał swego imienia.
Jabłko zgniło na amen.
* * *
Śnić złe sny, to strzec się zasypiania;
śnić dobre – nie budzić się wcale.
* * *
Zapomniała, że jest Ewą.
Adam zapomniał swego imienia.
Jabłko zgniło na amen.
* * *
Śnić złe sny, to strzec się zasypiania;
śnić dobre – nie budzić się wcale.
RZEŹBIARZ MIŁOSIERNY
Bryła smutku
w sam raz na gliniane arcydzieło
gorącem Wypalenia Zwiastowane
Nogi
Tułów
Głowa
Twarz dłutem modlitwy wygładzona
skrzydła – lotu obietnicą
Stróżu mój…
Aniele
dobry głosie powstrzymujący rękę
dobroczyńco wybaczenia nienawiści
zastygłej lawą wyplutą z krateru duszy
gorejącej skrzydlatą nadzieją
Żar słońca
skrzydeł nie spopielił
* * *
Patrząc w przyszłość,
oglądaj się za siebie !
SZKOPUŁ
Sięgaj, gdzie wzrok nie sięga !
Przykazanie poety.
Lornetkę ukradli.
Nie sięgnie – niestety.
* * *
Gdzie maj, gdzie maj, gdzie wonne bzy…
Ty – listopadowa, we mgle lakieru do włosów.
NIEDOWIERZANIE
– Żonie dedykowane –
To wszystko wokół
należy do Ciebie…
Drzewo
w odsłonie jesiennej nagości
skrzekot sroki na gałęzi
sikorka w karmniku
gwiazdka śniegu
pierwszeństwem nieśmiała
pies Rico
kot Bazyl
króliczek Kuba
i niepewność
w Twoich oczach
pytaniem zapisana
– Ja do Ciebie
czy Ty do mnie należysz
TY – JA
NIC WIĘCEJ
To ty
skrzydeł anielskich szelestem
z otchłani niebiańskich doznań
spływasz wprost w moje dłonie
głodne ciepła – słońca trzeźwości
To ty
z czarnej ziemi płodnej gorącem
wyrastasz zielonym mchem głazu
usadowionym na wysokich stołkach
bezkresu czerni nocy – w sztok pijanej
Ty – ja
Dzień – Noc
Noc – Dzień
Dotyk chłodu – uśmiech słońca
Przeżywanie doznań hieroglifem
na papirusach oczekiwania
To my…
W łupinie orzecha
pod zielonym żaglem liścia dębu
płyniemy do portów odległych
zadumą jutra – bliskich radością
dzisiejszego dnia
Kartki dziennika podróży
– pod palcem łzą nadziei zwilżonym
Powagę wygłoszonych wierszy, zakończył mój utwór, napisany specjalnie na to niedzielne spotkanie, z aplauzem przyjęty przez obecnych w pawilonie „Botanika” słuchaczy :
WIERSZ
WITAMINIZOWANY
/M.M.Pocgaj – dedykuję/
Czy – Ty
Mario Magdaleno – lennowłosa
wiesz,
że ja przez mgłę i deszcz,
zdążałem do Ogrodu Raju,
gdzie zamiast jabłka jeść,
ludzie poezji słuchają /?/
Dlatego dla Nich i dla Ciebie,
/zdrowiem Waszym przejęty/,
komplet witamin wierszem zaklęty
– deklamuję.
Tak się złożyło, że w czasie inauguracji Międzynarodowego Listopada Poetyckiego organizowanego po raz 40 – ty przez Związek Literatów Polskich Oddział w Poznaniu, /patrz strona Związku Literatów Polskich Oddział Poznań/ – do klapy przypięto mi odznakę honorową – „Zasłużony dla Kultury Polskiej”, przyznanej przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Wielki to zaszczyt dla mnie! Były gratulacje, lecz było coś jeszcze…
ROZDROŻA PRZYJAŹNI
Medal
zadyndał na mej piersi…
Dlaczego on/?/
Dlaczego nie JA /?/
Burza w głowach klaszczących
Przyjaciel – wróg
Huśtawka doznań
amplitudą żalu
w przyjaźnie dotąd udawane
Moja głowa
z chmur opada powoli
by potoczyć się aleją
budzącego się wiersza
Wszystkim, którzy doceniają moje zmagania na płaszczyźnie literackiej, którzy szczerze gratulowali odznaczenia – serdeczne dziękuję.
Tradycyjnie, w imieniu organizatorów zapraszam na kolejną, niedzielną ŁAWECZKĘ, 19-11-2017, godzina 16 – ta, do pawilonu Ogrodu Botanicznego. Tym razem, z Markiem Słomiakiem przybliżymy słuchaczom wiersze: Dylana Thomasa, Tadeusza Nowaka i Juliana Kornhausera. To piękna twórczość. Spośród wielu utworów, które wyszły spod piór tych wspomnianych poetów, do recytacji wybrałem dziewięć wierszy, które na pewno dostarczą obecnym wielu wrażeń, pozwolą zatrzymać się refleksją nad życia filozofią, jego przemijaniem, ekspresją doznań, które – po drodze. Jednym z wierszy jaki zamierzam recytować na „Ławeczce” – to wiersz Juliana Kornhausera, pt.”WSZYSTKO”, będący poetyckim opisem przemijania.
WSZYSTKO
Daleko stąd i blisko,
zielony dom, ognisko,
na łąkach deszczu łza,
więc wszystko.
Daleko stąd i blisko,
studzienny krąg, pastwisko,
brzemienny zboża łan,
więc wszystko.
Daleko stąd i blisko,
rodziców grób, urwisko,
na polnej drodze kwiat,
i nic i wszystko.
Czy trzeba czegoś więcej, w to jesienne popołudnie??
WYBÓR
Noc…
Atrament pachnie wanilią
Klatki oczu
podstępem powiek zamknięte
Sieć włosów na poduszce
pajęczyną rozpięta
Lepkość ust czerwieni
Ćma – tonie w kałamarzu
z zawieszoną u szyi lawą doznań
kołem młyńskim zastygłą…
Płomień świecy
– zadrżał niedowierzaniem
XII edycja Turnieju o „PIERŚCIEŃ DĄBRÓWKI” – za nami. Właścicielem pierścienia został poznański poeta, bard – Krzysztof Galas, którego twórczość i dokonania animatorskie na płaszczyźnie kultury, bardzo cenię. Szczerze gratuluję Krzysztofowi nagrody za wiersz zaskakujący swą tematyką ubraną w liryczną, pełną ekspresji szatę. Cóż, na kolejny pierścień trzeba z nadzieją czekać okrągły rok.
Nie zgodzę się z końcową oceną Stefana Pastuszewskiego, że poziom prezentowanych wierszy, był wysoki. Moim skromnym zdaniem, poziom utworów był bardzo zróżnicowany, od wierszy pod względem treści i warsztatu literackiego – bardzo dobrych, przez średni poziom poetyki, aż do wierszy „kiepskich” – wymagających stosownych korekt i literackiego „dopieszczenia”. Należy jednak docenić kurtuazję przewodniczącego jury, który tradycyjnie, od lat, poznański Turniej – „obsługuje”. Mój wiersz, który wniosłem do Turnieju, został bardzo sympatycznie przyjęty przez zgromadzoną w sali „Cezara” publiczność i nagrodzony największymi brawami. To najlepsza satysfakcja dla autora, gdyż płynie ona z obiektywnej, nie skażonej układami oceny utworu. Płynie notą zapisaną uznaniem, w dzienniczku osobistego przeżywania. I to cała moja satysfakcja. Tak dużo i tak mało. Cóż, tak to już jest z konkursami… Oto obiecany wiersz, z jego całym egzystencjalnym wydźwiękiem:
ŻYWOTY GRZESZNIKÓW
Krzyk narodzin
jak pierwsze słowo
pierwszy krok w przestrzeń
skażoną euforią widzów
Potem – tylko teatr…
Na scenie Życia
lawina zdarzeń
Satyra – tragizm
Klara – Desdemona
W antrakcie – miłość
Smak pocałunku
żarliwością warg zapamiętany
Role wyuczone po kres pamięci
Gra o przetrwanie
na skrzypiących deskach
prawdy – kłamstwa
krzyku – ciszy…
Światła rampy gasną
w kurtynie oklasków
gwizdów całunem
– Bisów nie będzie