WIELKIE ŁOWY
Usadowiony za stołem wieczoru
podparty piątą nogą krzesła inwalidy
z talerza porcelany Ćmielów
alpaki sztućców biegle używając
dzień powszedni zjadam
nie licząc na słodycz deseru
Przed chwilą
w perspektywie ulicy
ołów spalin autobusu
pospiesznie spóźnionego
pomruk żołądka
w tonacji archaizmu śniadania
Wgryzam się w niedoskonałość
dobrodziejstwa ciszy
Pod parasolem ozonem dziurawym
zjadam tuńczyka
złowionego harpunem widelca
w oceanie oleju konserwy
….falą zakrztuszony
barbara
styczeń 22, 2016 o godz. 9:32 pm
Fajny wiersz. Mówi o czymś konkretnym. Brawo!